czwartek, 8 maja 2014

Chapter I


Jednokierunkowa fajka pokoju - czyli jak świętować, by potem żałować...



     - Musicie wyjechać...
    Nie, moment... Przeszliśmy odrobinę za daleko, więc wrócimy się kawałeczek...
    Można, by rzec, że całe zamieszanie zaczęło się zaraz po zakończeniu roku szkolnego, kiedy to Calumet w towarzystwie starszej siostry, Faith Hope Destiny postanowiły uczcić zdobyte dyplomy i świętować w towarzystwie swoich hipisowskich znajomych.
    Jednakże sprawa jest nieco bardziej skomplikowana i potrzeba trochę czasu i cierpliwości, by się z nią oswoić. Otóż... Wszystko miało swój początek w dzień urodzin drugiej i ostatniej już córki przeuroczego małżeństwa z Worcester, kiedy to położne z uznaniem stwierdziły, że tak głośnego porodu jeszcze nigdy nie odbierały. Wrzeszczeli wszyscy: wrzeszczała matka, ponieważ kolejna ciąża poważnie dała się we znaki; wrzeszczał ojciec, który dopiero dowiedział się o płci dziecka; wrzeszczała pierworodna córka Collinsów, gdyż od razu wyczuwała kłopoty związane z najnowszym członkiem rodziny; wrzeszczał najnowszy członek rodziny; wrzeszczał lekarz, nie mogąc skupić się na zawiązywaniu pępowiny; wrzeszczał także zbieg z Oddziału Intensywnej Opieki Psychicznej, który właśnie błąkał się labiryntem sterylnych korytarzy w szpitalu... Podsumowując: Goło i wesoło.
    Nikt wtedy nie przypuszczał jednak, jak bardzo Jadelyn i Merkucjusz będą mieli pod górkę ze swoimi małymi "aniołeczkami", bo tak właśnie zwykli je nazywać do trzeciego roku życia.
    Mijały godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata... Aż dotarliśmy do dwudziestego ósmego czerwca... I właśnie ten dzień miał zaważyć o losach dwóch nastolatek z przedmieścia.
     - Myślałam, że nigdy nie skończą nawijać - mruknęła zmęczona rudowłosa, pospiesznie zdejmując z siebie obcisłą, granatową marynarkę.
    - Bardzo się cieszymy, jak niesamowite wyniki osiągnęła tego roku nasza placówka- zaszczebiotała blondynka, idealnie naśladując sztucznie podekscytowany głos pani dyrektor.
    - Te wakacje muszą być epickie- pisnęła rozochocona osiemnastolatka z przeogromnym bananem na twarzy.
    - I będą- potwierdziła jasnowłosa, uśmiechając się w myślach na wspomnienie poprzedniego lata, kiedy to każdy kolejny dzień wraz z porankiem stawał się dla nich obu niespodziewaną akcją - Imprezy, balangi, domówki, biby, potańcówki, prywatki, biesiady, hulanki, melanże... A w między czasie koncert Aerosmith!!!
     Szły teraz bardzo powolnym krokiem jedną z węższych alejek, jakie znajdowały się w ich ulubionym parku, w którym to niewątpliwie spędzały największą ilość wolnego czasu. Calumet, choć o wiele niższa od starszej siostry, sprawnie dotrzymywała jej kroku. Obie już od września skrzętnie układały szczegółowy plan spędzenia tych dwóch miesięcy w oparciu o swoją świętą i błogosławioną listę marzeń, a teraz każda z nich usiłowała przypomnieć go sobie po kolei. W pozorowanej ciszy i spokoju kierowały się w stronę niewielkiego lasu dębowego, w którym to miało odbyć się ich dzisiejsze spotkanie i huczne rozpoczęcie wolności. Jako że Calumet Collins została wysłana do szkoły wcześniej, wraz ze swoją starszą siostrą, obie przed kilkunastoma minutami oficjalnie zakończyły edukację w liceum i - wbrew wszystkiemu - były z siebie bardziej dumne, niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego też odczuwały ogromną potrzebę podzielenia się radością ze znajomymi.
    Równo z przekroczeniem niewidzialnej granicy, oddzielającej normalną, szarą rzeczywistość od barwnego świata pokoju, miłości i kwiatków, ich uszy zostały zaatakowane przez wyjątkowo sfałszowane dźwięki nienastrojonej gitary. Wyszczerzyły się do siebie i pędem puściły się w kierunku grupki młodych ludzi, okupujących barwny koc w fantazyjne wzory. Oczywiście, nie trudno się domyślić, że nasze kochane siostry Collins przybyły jako ostatnie. Dumnie zsunęły buty ze stóp, jak przystało na prawdziwego miłośnika przyrody, po czym zajęły wyznaczone przez "głowę posiedzenia" miejsca.
    - Niech miłość i pokój będą z wami!- pozdrowiła je piskliwym głosem blondynka z wyjątkową szopą na głowie, przyozdobioną barwną, wzorzystą opaską oplatającą jej głowę. Całość jej fantazyjnego stroju dopełniała długa spódnica, w różnokolorowe kwiaty, co z dalszej odległości upodabniało ją do niebywale oczojebnej tęczy. Jej towarzysz, siedzący nad ową nienastrojoną gitarą, która swoją drogą miała tylko jedną strunę, więc dało się na niej wybrzdąkać co najwyżej riff z "Smoke on the Water", był ubrany w szerokie dzwony oraz kamizelkę, która odsłaniała jego nagi i niesamowicie owłosiony tors. Pozostałe osoby, w tym siostry Collins ubrane były w co wygodniejsze części szkolnego mundurka, ponieważ tych mniej komfortowych zdążyły się pozbyć po drodze do miejsca spotkania.
    Jako że wszyscy zebrani uznawali się za Dzieci Ziemi, wspaniałomyślnie ściągnęli jeszcze skarpetki, by nie deptać swojej matki, tym samym uwalniając niezbyt przyjemny zapach kończyn dolnych w letnie i upalne dni - czy jednym słowem odór spoconych stóp. By pozbyć się owej symfonii niezwykle drażniących nos perfum jednogłośnie postanowiono zastąpić ją dymem z fajki pokoju. Dzieci Kwiaty, zasiadając w kole zaczęły więc podawać sobie podłużny przedmiot, wyglądający na podobieństwo fajki używanej przez amerykańskich Indian. Gdy po chwili starsza z sióstr Collins, której imię dosłownie znaczyło wiara, nadzieja, przeznaczenie, choć ani szczególnie nie była osobą specjalnie wierzącą, nie spełniała pokładanych w niej nadziei, że da młodszemu rodzeństwu dobry przykład, a jej przeznaczeniem na pewno nie było skończenie medycyny na Harvardzie, zaciągnęła się dymem, lekko się przy tym krztusząc i zakończyła pierwszą kolejkę, postanowiono podawać sobie przedmiot ponownie z rąk do rąk, by rozpocząć kolejną rundę.
    I tym sposobem, gdy Faith wraz z Calumet przekroczyły próg swojego jednorodzinnego domu w niekompletnym stroju z zakończenia roku szkolnego, w poczochranych włosach, w których tu i ówdzie można było się doszukać wystających źdźbeł trawy i w dodatku na bosaka, bo buty pozostały w odległym o kilkanaście minut drogi parku, wprawiły swych rodziców w niemałe osłupienie. Ich zdziwienie okazało się tym większe, że ich córki pozdrowiły ich hipisowskim "Niech miłość i pokój będzie z wami!" i w dodatku postanowiły pozostać w obcisłych spódniczkach, nieodłącznym elemencie ich szkolnego stroju, ale za to pozbywając się dolnej partii bielizny. Już po chwili obie nastolatki paradowały po salonie z koronkowymi majtkami w ręku tłumacząc bliskim załamaniu psychicznego rodzicom, że to zdrowo gdy przewiewa ci intymne zakątki ciała.
   Przenieśmy się jednak do teraźniejszości. Calumet i Faith, które już odzyskały zdolność racjonalnego myślenia i, ku uldze swojej rodzicielki, Jadelyn, miały już na sobie kompletną bieliznę, siedziały na kanapie wysłuchując, jak to zhańbiły swój ród i przyniosły wstyd rodzinie.
   Wróćmy jeszcze na chwilę do owej kanapy, która była z Collinsami od czasu przeprowadzki do Worcester, a mianowicie od pamiętnego dnia 21 maja 1987 roku, w którym to Merkucjusz ofiarował niezwykle kosztowny prezent w postaci jednorodzinnego domu na przedmieściu swojej świeżo poślubionej żonie, Jadelyn. Od tego czasu sofa przeżyła z tą rodziną lepsze i gorsze chwile - pamiętała, gdy Jade odeszły wody płodowe podczas oglądania tysięcznego odcinku jej ulubionej opery mydlanej, którego nie dokończyła, ponieważ pierwsza z córek postanowiła już ujrzeć świat w całej okazałości; pamiętała gdy małe siostrzyczki postanowiły nadać jej niezwykłości, barwiąc ją na kolorowo plakatówkami; pamiętała poród ich kotki Madelyn, która właśnie na niej spłodziła swoje kociaki. No i pamiętała największą dotychczas pogadankę, jaką przeżyły siostry Collins, kiedy to z okazji osiemnastki starszej z nich postanowiły wspaniałomyślnie wytatuować sobie logo swojego ulubionego zespołu Aerosmith w szczególnym miejscu, gdzie światło nie dociera, którym okazały się lewe pośladki.
   Jednak nawet wykład o nieszanowaniu swojego ciała nie mógł się równać z tym, co teraz przeżywały nastolatki, bowiem w salonie Collinsów odbywała się teraz prawdziwa ostra jazda. I ciężko stwierdzić, kto z całej czwórki był bardziej nabuzowany. Z ust opanowanych zazwyczaj Merkucjusza i Jadelyn jedno po drugim sypały się nieocenzurowane szczątki zdań, co nastolatki przyjmowały z wypiętą piersią- w znaczeniu metaforycznym i dosłownym. W niewielkim domu rodzinnym przy Sharpe Road 52 rozgrywała się prawdziwą walka na śmierć i życie: ułożona pani adwokat z przykładnej rodziny prawniczej i bezwzględny negocjator kontra dwie nastolatki z tatuażami na dupie. Jakby nie patrzeć, rezultat był oczywisty, a mimo to obie dziewczyny zaciekle walczyły o swoje przywileje.
    - Postanowione!- warknął oschle Merkucjusz, po czym zacisnął usta w wyjątkowo prostą linię- Wyjeżdżacie...
    - Och, czyżby perfekcyjni rodzice nie dawali już sobie rady z naszymi małymi cukiereczkami?- odezwał się niewysoki czternastolatek w okularach na nosie, który właśnie w tej chwili pojawił się w pomieszczeniu w towarzystwie swojego starszego o rok klona.
    Jak już zapewne się przed chwilą zorientowaliście, Calumet i Faith nie były jedynaczkami... Cóż... To akurat jest dość oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, iż były siostrami, co wykluczało ich przynależność do grupy rozpieszczonych bachorów bez rodzeństwa. Ale chodzi bardziej o to, że Calumet i Faith nie były jedynymi dziećmi Jade i Merkucjusza. Otóż z końcem listopada 1998 roku na świat przyszedł Edward Albert, a dokładnie rok po nim pojawiła się ostatnia pociecha Collinsów- Marcel Pythagoras. Kilkuletnie wówczas siostry od razu wyczuły, że z małymi szkodnikami będą same kłopoty, więc, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, przykleiły ich taśmą do ściany i poczęły rzucać w nich pistacjami, konsekwencją czego jest paniczna fobia dwóch młodych osobników, która trwa do dnia dzisiejszego.
    - Bardzo dobrze, że jesteście- ucieszyła się matka, klaszcząc w dłonie z wyraźną ulgą.
    Chłopcy uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, co oznaczało tyle, że za moment urządzą starszym siostrom prawdziwe piekło, wcielając się w rolę bezbronnych aniołeczków, z którymi nigdy nie ma żadnych problemów.
    - I to są właśnie ludzie godni nazwiska Collins- Merkucjusz z zadowoleniem i dumą w oczach wskazał na synów.
    - Litości- mruknęła Faith, wykręcając młynka oczami- Połowa społeczeństwa nosi to głupie nazwisko.
    Oczywiste jest, że dziewiętnastolatka przesadzała, bo w całym swoim życiu poznała jedynie dwie osoby spoza swojej rodziny, które takowe nazwisko by posiadały, ale można ją usprawiedliwić, gdyż to Tyler było nazwiskiem jej marzeń i niejednokrotnie wyobrażała sobie, jak, ubrana w bikini, wyprawia wesele z wokalistą Aerosmith. Nieważne, że mężczyzna śmiało mógłby być jej dziadkiem.
    - Grabisz sobie, młoda damo!- upomniała ją rodzicielka, na co ta tylko wyszczerzyła się do siostry i w spokoju czekała na dalszy ciąg wydarzeń.
    - Powinnyście być jak Edward i Marcel- wtrącił się główny żywiciel domu- Mają najlepsze stopnie w szkole, są grzeczni i kulturalni, nie kłócą się...
   - My też się nie kłócimy!- przerwała Calumet z obrażoną miną.
   - Nie przerywają, kiedy mówią dorośli- kontynuował swój wywód, dodatkowo zgrubiając swój głos, aby wydawał się bardziej doniosły i poważny.
   - Jesteśmy dorosłe- przypomniała mu Faith, po czym w jej głowie automatycznie ukazał się obraz ich wytatuowanych dup, więc inteligentnie doszła do wniosku, że dalsze ciągnięcie konwersacji na pewno jej nie popłaci.
    - Musicie wyjechać- odparł stanowczo Merkucjusz- To dobrze wam zrobi. Nam wszystkim.
    - I nawet nie próbujcie się wymigiwać- powiedziała zapobiegawczo Jadelyn- Już rozmawialiśmy z wujkiem Henry'm. Jutro macie samolot do Los Angeles...
    I tak właśnie rozpoczęła się historia lata '69 w 2013 roku...
    Niektórzy mówią, że wiara umiera ostatnia, inni, że to nadzieja. Cóż... My mamy obie, ale tym razem wygrało przeznaczenie... Z niewielką pomocą fajki pokoju*...
___________________
Od autorek:
Pierwszy rozdział!!!
Strasznie się cieszymy, że ruszyłyśmy na dobre z tym opowiadaniem!!! Obie nie mogłyśmy się doczekać i mamy nadzieję, że pokochacie Calumet i Faith tak, jak my.
To opowiadanie... Będzie inne niż wszystkie, tego jesteśmy pewne...
CIESZCIE SIĘ Z NASZEJ DOBROCI, A ROZDZIAŁ DRUGI JUŻ ZA TYDZIEŃ! :)
Zapraszamy też do zakładki z bohaterami i zwiastunem... A ponieważ spamiliście pod prologiem powstał SPAMOWNIK. A jak zobaczymy spam pod rozdziałami, to dorwie Was krwiożerczy potwór spaghetti (nawet, jeśli jesteście Cran, bo potwór nie wybacza nikomu). A jako przestrogę zamieszczamy bajkę o wschodnim wietrze... Wschodni wiatr jest bowiem przerażającą siłą, która obraca w pył wszystko, co napotka na swej drodze. Odnajduje niegodnych i wyrywa ich z ziemi, by smażyli się w najgłębszych czeluściach piekła...
*Słowo calumet (dla mniej rozgarniętych sklerotyków- imię jednej z bohaterek) oznacza fajkę pokoju w języku angielskim.
**Dla kompletnych ciemniaków z angielskiego dodaję, że imiona starszej z sióstr, czyli Faith Hope Destiny oznaczają dosłownie wiara, nadzieja, przeznaczenie.
Dziękujemy za wszystkie komentarze i życzymy miłego rycia psychy z siostrami Collins <3
~Kocia3ek i Fay

6 komentarzy:

  1. Wreszcie rozdział! Ada ty lubisz te fajki pokoju prawda? XD Po przeczytaniu tego wiem, że napewno mi się spodoba hahaha czekam na rozdział ;)
    Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow,wpadłam tu przypadkiem i nie żałuję :]
    Bardzo fajnie się zaczyna. Informujcie mnie na moim asku,jeżeli oczywiście możecie.
    A po za tym jedna z autorek dodała komentarz do mojego bloga,więc jedną z Was a nawet WSZYSTKIE zapraszam na nowość!
    http://boyincurls.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę żebyście odebrały to jako hejt ale muszę to napisać. Czekam na rozdział już prawie miesiąc, a napisałyście, że będzie ,, za tydzień". To nie jest fair, bo czytałam też poprzedni blog Kocia3ka i była taka sama sytuacja. Czy wy wiecie, że ten blog sprowadza się w tą samą drogę? W końcu rozdziału nie doczekamy się przez najbliższe pół roku. Wiem, że jest zakończenie roku szkolnego i jest kupa roboty no ale to już troszkę przesada. Mam nadzieję, że następne rozdziały będą szybciej, bo zapowiada się na prawdę fajnie. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jak to wygląda i bardzo przepraszam, ale po Adzie zaginął słuch!
      Nie wiem, co się z nią dzieje i nie mogę się z nią w żaden sposób skontaktować!
      ADA, martwię się!

      Usuń
    2. Aach to już teraz rozumiem :) mam nadzieję że Ada sięw końcu odezwie ;) trzymaj się =D pozdrawiam ;*

      Usuń